Wywiad: Członek KOB: 

Krzysztof Janiszewski – od ponad 30 lat prowadzi działalność pod niezmienioną nazwą- Zakład Robót Remontowo-Budowlanych Krzysztof Janiszewski (ZRRB). Miłośnik podróży, zakochany od lat w Wielkiej Skandynawii od Grenlandii po Bornholm a nawet Nową Zelandię.

EF:  Jak pod koniec lat 80-tych zakładało się biznes w Polsce?

KJ: Wbrew pozorom założenie biznesu w tym czasie nie było zbyt trudne dla osób mocno zdeterminowanych.

 Doświadczenie moje w tej materii dotyczy oczywiście mojego przypadku, czyli małej firmy usługowej świadczącej usługi remontowo – budowlane. Sporą trudnością dla innych mogła być konieczność posiadania uprawnień mistrzowskich w zawodzie, który chciałoby się wykonywać świadcząc takie usługi.

W moim przypadku ze względu na duże zdolności manualne bez trudu zdałem egzamin na mistrza w zawodzie : murarz, tynkarz i malarz. A to już uprawniało do założenia Zakładu Robót Remontowo – Budowlanych. Tak nazywały się w tym czasie firmy budowlane prowadzone przez osoby fizyczne. Różnica między nimi polegała na dodaniu w nazwie jedynie nazwiska i imienia.

Dlatego też nie zmieniając od 30-lat nazwy mojej Firmy, kojarzona jest ona głównie poprzez moje nazwisko. Jest to moje celowe zamierzenie, ponieważ podniosłem z tego powodu bardzo wysoko poprzeczkę w jakości prac i rzetelności wystawianych gwarancji oraz wysokiej wiarygodności finansowej Firmy. A bycie nieprzerwanie na trudnym rynku budowlanym od 30-tu lat chyba dobitnie świadczy o biznesowym sukcesie jaki odniosłem stosując takie kryteria.

EF: Jakby Pan miał scharakteryzować trzy dekady funkcjonowania firmy, to czym one się wyróżniały?

EF: Która była najlepsza, a która najtrudniejsza i dlaczego?

KJ: W krótkich słowach można powiedzieć, że pierwsze kilkanaście lat to powolny i stabilny wzrost zatrudnienia i coraz większe inwestycje jak: budowa Hospicjum, dużego budynku rehabilitacyjnego dla dzieci niepełnosprawnych.

Początek 2000 roku to bardziej dynamiczny okres, czyli całkowita reorganizacja zatrudnienia i nowa formuła prowadzenia Firmy.

A od 2010 roku to całkowita stabilizacja w której ukierunkowałem się na poszukiwaniu Inwestycji o spektakularnych wyzwaniach. Wtedy powstały takie realizacje, jak rewitalizacja starego budynku klasy zero w Kazimierzu Dolnym, który okazało się w trakcie prac był w samym środku rzeki okresowej czy bardzo skomplikowanego, dużego budynku produkcyjnego zakładu przemysłowego łącznie z  biurowcem.

Wyspecjalizowaliśmy się również w przebudowach i rozbudowach domów jednorodzinnych dostosowując je do nowych norm energooszczędności i ergonomii użytkowania, realizując liczne tego typu inwestycje.

To po krótce o różnych okresach rozwoju Firmy.

 A odpowiadając na pytanie, który był najlepszy być może wielu zaskoczę, ale to pierwsze lata prowadzenia firmy były z perspektywy czasu najbardziej udane z punktu widzenia spokoju w biznesie.

Być może spowodowane to było nie tak wielką jak dzisiaj ilością firm budowlanych oraz ich dostępnością. Ale to co najważniejsze było w tym okresie to to, że wiarygodność i rzetelność finansowa pomiędzy Inwestorem i Wykonawcą była zdecydowanie większa niż w dzisiejszych czasach. Skutkowało to tym, że Inwestycje prowadzone były w spokoju i z praktycznie bezstresowo dla obu stron. To komfort niewyobrażalny dla prowadzenia biznesu budowlanego dzisiaj.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że było też wiele nieprawidłowości i nierzetelności na innych Inwestycjach budowlanych w szczególności w latach 90-tych, które charakteryzowały się pojawiającymi się znikąd wielkimi Firmami budowlanymi realizującymi  spektakularne Inwestycje, które tak samo szybko znikały z rynku jak się na nim pojawiały.

Dzisiaj przy olbrzymiej ilości najprzeróżniejszych firm budowlanych i tych dobrych i tych złych – niszczących dobry wizerunek budownictwa, jest bardzo ciężko pozyskać Inwestycję Budowlaną , która po zakończeniu daje satysfakcję dobrze wykonanej roboty , ale też satysfakcje finansową – udanego biznesu.

Niemniej jednak rzetelność świadczonych usług zawsze się obroni. Dlatego też nie narzekam na brak pracy.

EF: Co w swojej pracy lubi Pan najbardziej?

KJ: Po pierwsze kocham swój zawód. Będąc inżynierem w specjalności konstrukcji budowlanych i do tego typową złotą rączką nie boję się trudnych zadań budowlanych. To daje mi niespotykaną wręcz radość, że potrafię z sukcesem zrobić to co dla innych niemożliwe jest do wykonania. Jestem codziennie obecny na każdej mojej budowie. I niekoniecznie jako ten  co z daleka przygląda się jak pracownicy pracują, ale zazwyczaj ten, który nie boi się wziąć kielnię lub pędzel do ręki i własnoręcznie tworzyć dzieło budowlane. To wielka satysfakcja wykonać coś własnoręcznie i wiedzą to wszyscy ci , którzy podobnie do mnie myślą.

EF: Co było dla Pana swoistym ‘pokonywaniem gór’ w biznesie?  NP. kontekście zarządzania zespołem, realizacji czy obsługi kontrahentów.

KJ: Po pierwsze zawsze najważniejsza dla mnie jest relacja pomiędzy mną a kontrahentem – klientem. Inwestycje budowlane jakie prowadzę zawsze wykonuję tak jakbym wykonywał je dla siebie. Jest to priorytet w  myśleniu biznesowym. To niejednokrotnie bardzo trudne do zrealizowania, bo nie zawsze Inwestorzy- klienci  skłonni są do akceptacji wykonywania robót zgodnie ze sztuką budowlaną co skutkuje czasami wydłużenia cyklu inwestycyjnego lub zwiększeniem kosztów. My Polacy mamy taką dziwną cechę, że wydaje nam się, że „jakoś to będzie” lub „może się uda”.

Otóż z mojego puntu widzenia, popartego wieloletnim doświadczeniem nie ma takiej możliwości żeby udało się to, co się źle zrobiło. Zawsze to wcześniej czy później wyjdzie na światło dzienne.

To są te góry , które staram się pokonać w mojej codziennej pracy zarówno w stosunku do Klientów jak i własnych pracowników. Co prawda ci ostatni są w trudnej sytuacji, bo przez lata współpracy ze mną wiedzą dobrze, że szefa nie da się zbyć prosta odpowiedzią – „ tego się nie da zrobić”.

Natomiast ci Inwestorzy- klienci , którzy mnie zaufali są teraz tymi co dają najwięcej  skutecznych rekomendacji swoim znajomym.

EF: Będąc przy górach i pejzażach? Pana miłość do Krajów Północy – Norwegii,  Islandii , Wysp Owczych, z pewnością daje wytchnienie i czas refleksji. Co wyniósł Pan z ostatniej wyprawy?

KJ: Liczne długie moje wyprawy do tych przepięknych a jednocześnie bardzo trudnych dla typowego turysty krajów, nauczyły mnie szacunku dla ogromu nieskazitelnej przyrody i do ludzi, którym przyszło żyć w tak ekstremalnych warunkach klimatycznych.

Moje trekkingowe wyprawy  nauczyły mnie też wielkiej pokory do otaczającego mnie świata i do wejrzenia w głąb siebie. Uczą podejmowania trudnych decyzji, które decydują o powodzeniu wyprawy i niejednokrotnie zdrowiu ich członków. Trzeba wiedzieć kiedy i co można , a co jest zbyt wielkim ryzykiem.

Ale to co otrzymuję w zamian jest bezcenne. Bo czy można zabrać komukolwiek to co przeżył i doświadczył, to co tak głęboko zapadło w pamięć i jest największym dla niego skarbem?

Cisza , spokój , wszechogarniająca, najczystsza w swojej postaci przyroda to, to co znajduję na tych wyprawach.

Ostatnia nasza podróż do dalekiej Nowej Zelandii i eksploracja jej najdzikszych terenów uzmysłowiła mi jedno, że cuda są realną naszą rzeczywistością. Trzeba tylko do nich dotrzeć i dotknąć, by być najszczęśliwszym z ludzi na Ziemi.

EF: Kiedy następna?

KJ: W tym roku, w lecie jedziemy na fantastyczny archipelag małych wysp na północnym oceanie atlantyckim o wdzięcznej nazwie Hebrydy Zewnętrzne. To jeszcze nie zadeptane magiczne miejsce jedno z ostatnich tego typu na świecie.

EF: Przez 15 lat pomagał Pan w remontach hospicjum, cały czas udziela się Pan niezwykle aktywnie w organizacjach biznesowych oraz akcjach społecznych. Nie pytają Pana, czy Panu się chce i po co?

KJ: Ci co tak pytają nie bardzo rozumieją czym jest człowieczeństwo i co znaczy dla nich drugi człowiek.

Z reguły jest tak, że nawet uronimy kilka łez nad ciężkim życiem innych ludzi, współczujemy im i jest nam nawet przykro. I na tym się całe  nasze współczucie kończy.

Ja spróbowałem czegoś więcej – realnej pomocy i prawdziwie wyciągniętej ręki. To niebywała satysfakcja i radość jak możemy komuś pomóc. Kto tego nie rozumie niech po prostu raz spróbuje. Uwierzcie, że warto.

EF: Nie przepada Pan za wystąpieniami publicznymi, a jest Pan obecnie prezesem i prowadzącym spotkania grupy biznesowej. Z czego wynika tak odważna dla Pana decyzja?

KJ: To jest pokonywanie samego siebie. Swoich lęków i braku akceptacji siebie jako osoby publicznej.  A może porażki.  Ale jeżeli się uda to pokonałem kolejną górę.

EF: I coś w naszym kierunku. Co najbardziej lubi Pani w Klubie Odpowiedzialnego Biznesu?

KJ: Otwartych i podobnie myślących ludzi. Ludzi z pasją wykonujących swój zawód i dzielących się z innymi tym co mają i to zupełnie bezinteresownie. Takich ludzi nam potrzeba coraz więcej w tym dziwnym świecie lansu i pustego słowa.

Dziękujemy za rozmowę :)

Życzymy udanego sezonu i wspaniałej kolejnej wyprawy!

Rozmawiała: Elżbieta Fijołek

Z Krzysztofem można nie tylko zdobyć góry, ale też wybudoować dom na lata lub wyremtować wnętrze. Zapraszamy na stronę Firmy ZRRB: www.zrrb.pl

zrrb

 

Galeria zdjęć z wypraw Krzysztofa. Źródło: archiwum prywatne autora.